Dzień Żołnierzy Wyklętych

1 marca obchodziliśmy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W niedzielę 5 marca 2023r. o godz. 10.30 w Sanktuarium Świętej Rodziny w Wyszkowie, podczas Mszy Św., której przewodniczył Ks. Kazimierz Wądołowski – proboszcz parafii, modliliśmy się w intencji Żołnierzy Niezłomnych. Mszę Św. koncelebrował i kazanie wygłosił Ks. Tomasz Trzaska – Kapelan Muzeum Żołnierzy Wyklętych w Warszawie. Po Mszy Św. wszyscy wierni na czele z kapłanami udali się pod pomnik poświęcony naszym Polskim Bohaterom, gdzie odmówiono modlitwę w intencji poległych w obronie naszej Ojczyzny, złożono kwiaty i zapalono znicze.
Zachęcamy do zapoznania się z treścią kazania wygłoszonego podczas uroczystości:
Ile miejsc jeszcze nieodkrytych?
Ile jest bezimiennych kości?
Ile czaszek kulą przeszytych?
Na trudnej drodze do wolności
Ile pytań bez odpowiedzi?
Ile prawd odkryć wciąż potrzeba?
I jakich czynów pamięć wskrzesić?
I o kim pieśni jeszcze śpiewać?
To tekst piosenki „Łupaszko” zespołu Forteca. Bardzo często przypominam sobie te słowa, gdy myślę o zjawisku Żołnierzy Wyklętych, o fenomenie i tym, co wnieśli do dzisiejszej, niepodległej Polski.
Zresztą to pytanie zadawaliśmy sobie często przez cały mijający tydzień – wszak obchodziliśmy i dziś obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych – święto, które ustanowiła Wolna Polska dla tych, którzy nie złożyli broni po zakończeniu II wojny światowej. Dla tych, którzy podjęli nierówną walkę z terrorem stalinowskim i zapłacili często najwyższą cenę.
Przeżywaliśmy tę uroczystość również i dawnym więzieniu mokotowskim w Warszawie (dziś Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL), gdzie wielu żołnierzy było osadzonych, niezwykle bestialsko torturowanych. Gdzie zabito kilkaset osób za wierność Polsce. Byli tam też „chłopcy” z naszego terenu.
Lubię ten moment, kiedy zakończą się już wszystkie uroczystości, kiedy wyjdą kamery, goście, kiedy wyjadą samochody. Wtedy tamte mury są najprawdziwsze. Wszędzie panuje półmrok, cisza i chłód. Nikt nie chodzi, nikt nie rozmawia. Jest niezwykle obco i chłodno. Idę zazwyczaj wtedy pomiędzy budynkami szepcząc słowa modlitwy. To miejsce właśnie takie wtedy było – zimne, milczące, okrutne i chłodne. I gdzieś tam, po cichu szeptane słowa modlitwy „Jezu uratuj…”.
Każdego roku zadaję sobie wtedy to samo pytanie: Gdzie jesteśmy dziś, jeżeli chodzi o pamięć o Nich? Nie myślę tutaj tylko o oficerach Wojska Polskiego, Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych, którzy nie złożyli broni i walczyli z nowym okupantem. Myślę też o kobietach (również tych, w stanie błogosławionym), które były brutalnie przesłuchiwane i na których próbowano wymusić zeznania. Myślę o żołnierzach, którzy na chwilę wstąpili do podziemia i zginęli w walce, nigdy nie założywszy rodzin.
Pytam siebie wtedy i pytam nas dziś: gdzie jesteśmy? Czy wciąż pamiętamy o ich ofierze?
Czy znamy i pamiętamy ofiarę rodziny Zarzyckich, którzy za działalność w podziemiu zostali aresztowani i osadzeni na Zamku w Lublinie, a tam poddani bardzo brutalnemu śledztwu? Stefania była wówczas w 6 miesiącu ciąży. Nie przeszkodziło to jednak komunistycznym oprawcom w tym, aby sięgać po najbrutalniejsze metody przesłuchań. Przedwcześnie urodzona Magdalena nigdy nie poznała swojej matki, bo ta zmarła półtorej godziny po jej narodzeniu. Poznała natomiast życie w sierocińcach i domach dziecka. Ojciec zmarł, gdy miała kilkanaście lat, wracając z rozprawy sądowej, gdzie próbował odzyskać zrabowany przez komunistów majątek.
Kiedy kilka lat temu, w Pałacu Prezydenckim w Warszawie prezes Instytutu Pamięci Narodowej ogłosił nazwisko jej matki – Stefanii Zarzyckiej, jako tej, której szczątki odnaleźliśmy i zidentyfikowaliśmy po 68 latach od śmierci, wszyscy zebrani wstali i zaczęli bić brawo. Na tę uroczystość p. Magdalena przyszła ze swoimi wnuczętami i razem z nimi odebrała notę identyfikacyjną, przedstawiając im ich bohaterską prababcię. Stało się zadośćuczynienie.
Czy znamy historię rodziny Borychowskich? Ta skromna i liczna rodzina, mieszkająca niedaleko Sokołowa Podlaskiego nie walczyła zbrojnie z komunistycznym okupantem. Mimo to była zaangażowana w pomoc dla tych, którzy nie złożyli broni.
Tragiczny los spotkał ich w wyniku sąsiedzkiego donosu. Głównym zarzutem przeciwko nim był fakt, że… udzielili schronienia partyzantom po walce. Oskarżonymi wówczas nie tylko byli Marian i Czesława Borychowscy. Aresztowano wówczas całą rodzinę, w tym trójkę nieletnich dzieci. Gdy ich zabierano Marian powiedział do żony: „Ty pewnie jeszcze zobaczysz dzieci, ja już na pewno nie…”. I faktycznie tak się stało. Zmarł w więzieniu na Rakowieckiej 14 stycznia 1951 r. prawdopodobnie w wyniku skrajnego wycieńczenia i pobicia w trakcie śledztwa. Żona została skazana na 10 lat więzienia. Troje dzieci trafiło na lata do sierocińców, jedno – wciąż niepełnoletnie – na 18 miesięcy do więzienia. Przez całe lata mieli przypiętą etykietę „bandytów” i „pomocników bandytów”. Władza ludowa i lokalna agentura dokładnie o to zadbała. Komunistyczne państwo wypowiedziało wojnę nie tylko bohaterskim rodzicom, ale również ich dzieciom.
Marian Borychowski wciąż nie ma grobu. Jego ciało wrzucono potajemnie do dołu śmierci na warszawskich Powązkach Wojskowych. Domyślamy się, gdzie są jego szczątki. Od kilku lat próbujemy odtworzyć sekwencję pochówków na Powązkach, by móc odnaleźć te właściwe szczątki. Jesteśmy bardzo blisko. Ale musimy się spieszyć… dwa lata temu pochowaliśmy jedną z córek, Janinę. Na jej pogrzebie usłyszeliśmy słowa jej siostry: „Tak bardzo bym chciała doczekać pogrzebu tatusia…”.
Gdy mówimy o Żołnierzach Wyklętych myślimy często o tych najbardziej znanych. A historii takich, jak te powyższe starczyłoby na całe godziny opowieści.
70 lat temu terror komunistyczny zaczął pękać, bo umarł jego twórca. Ale wciąż ginęli ci, którzy nie zgadzali się na system komunistyczny, który funkcjonariusze ludowi wprowadzali, zgodnie z jego wytycznymi. Ginęli w mniej lub bardziej jasnych okolicznościach, aż do 1989 roku. Władza ludowa nigdy nie znosiła sprzeciwu.
Ale dziś mamy 2023 rok. Co dziś, w czasach TikToka, sztucznej inteligencji, elektrycznych samochodów i wojny za wschodnią granicą mówią nam Wyklęci?
Odbywam teraz szereg spotkań w szkołach i nie tylko, opowiadając o poszukiwaniach szczątków ofiar komunizmu i zbrodni niemieckich. I chociaż zawsze opowieści te cieszą się bardzo dużym zainteresowaniem, to jednak w tym roku zauważyłem coś nowego. Mianowicie, podczas spotkania w jednym z warszawskich liceów, gdy pokazywałem (dość makabryczne) zdjęcia z prac ekshumacyjnych, uczniowie patrzyli z uwagą i coraz większym znużeniem. Zupełnie inaczej jest w przypadku dorosłych – tutaj zawsze jest cisza i skupienie. Młodzież słuchała, ale nie robiło to na nich takiego wrażenia.
Być może jest tak, że na młodzież dziś obraz nie działa tak, jak na dorosłych. Mają przesyt i są przebodźcowani (jak w pewnym stopniu my wszyscy) obrazami i dźwiękami płynącymi z ciekłokrystalicznych ekranów. To są już inne czasy. Dużo trudniej utrzymać uwagę odbiorcy.
Pełne skupienie pojawiło się wówczas, gdy zacząłem im opowiadać o poczuciu misji, sensie walki i „świętej sprawie”, której służyli Żołnierze Wyklęci. Słuchali z zaciekawieniem o tym, jak partyzanci pozostawiali swoje rodziny lub zrezygnowali z ich założenia. Jak potrafili – mimo okrutnego śledztwa – nie wydać swoich kolegów z oddziału. Jak walczyli o coś więcej niż wygodne życie.
Przypomniały mi się prorocze słowa św. Jana Pawła II – człowieka, który pamięta nie tylko czas wojny, ale również oporu komunistycznego. Człowieka, który już jako papież przyczynił się do upadku komunizmu w Europie widząc w nim wielkie zagrożenie dla człowieka. To On, w przededniu upadku komunizmu, wiedząc, że wolność musi mieć nie tylko prawa, ale też obowiązki powiedział do polskiej młodzieży:
„Każdy z Was, młodzi Przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje Westerplatte, jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić, jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć, jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić, nie można zdezerterować. Wreszcie, jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte. Utrzymać i obronić, w sobie i wokół siebie, obronić dla siebie i dla innych” (12 czerwca 1987 r. w Gdańsku).
Św. Jan Paweł II widział na zachodzie młodzież, która nie żyła pod presją komunizmu. Wiedział, że nic innego jak tylko wartości mogą uratować życie człowieka i losy narodu. I to jest moje tegoroczne spostrzeżenie i osobista odpowiedź na pytanie: „Co nam dziś mówią Żołnierze Wyklęci”? Przypominają nam o tym, za każdym razem w nowy sposób, że w życiu trzeba mieć jakieś swoje Westerplatte.
I dziś pytam sam siebie i Was: Czy pomagamy młodym odnaleźć ich Westerplatte? Czy pokazujemy, że można walczyć o coś więcej. O jakąś słuszną sprawę? Czy tylko zabieramy ich tam na wycieczkę mówiąc, że byli inni, którzy o swoje Westerplatte walczyli? Odnoszę wrażenie, że czasy dla młodych ludzi stały się niezwykle niebezpieczne. Z jednej strony niezwykła wygoda, komfort i przyjemność na wyciągniecie ręki. Świat w zasięgu wzroku. Ale to ten sam świat, który czeka, by stali się konsumentami, płatnikami i trybami w wielkich korporacyjnych strukturach. To świat, w którym od młodości ocenia się człowieka współczynnikami, stopniami, wynikami i wskaźnikami. Nie tylko w szkole i w pracy. Również w rozrywce – liczy się przecież liczba lajków, subskrypcji czy wyświetleń. Nie brakuje również tych, którzy wykorzystując piękne i uczciwe serca młodych proponują im, aby sprzeciwiali się temu, co proponuje im „świat dorosłych” – pewnemu systemowi prawd i wartości, praw, ale i obowiązków, zasad i reguł. Raczej mówi się im „wyjdź na ulicę, neguj i krzycz o swoich prawach”, ale nie daje się w miejsce tej pustki nic w zamian. Ktoś to dobrze przemyślał, że aby z ludzi zrobić bezwolnych konsumentów i głosicieli populistycznych haseł – trzeba zabrać im wartości. Ale to przecież nie jest nowy pomysł. Pytam zatem z tego miejsca tych, którzy pragną młodych wypłukać ze wszystkich wartości, które niosły koleje pokolenia Polaków: co dacie im w zamian? Jakie wartości? Czy mówicie, że z prawami człowiek nabywa również obowiązków? Co dacie im w zamian za utraconą wiarę i szacunek do życia? Co dacie w zamian za utracony sens życia? Odpowiadam: nic nie dacie. Bo kiedy kolejny 14 – latek popełnia samobójstwo milczycie. Kiedy kolejny młody człowiek traci sens życia – udajecie, że was nie ma. Wrócicie wtedy, gdy trzeba będzie tę śmierć wykorzystać politycznie lub ideologicznie. Zatem proszę i wołam z tego miejsca: Nie zabierajmy młodemu pokoleniu wartości! Brońmy ich bardziej, aniżeli dobrobytu, własnych praw i wygody. Jest w życiu coś więcej! Jest jakaś święta sprawa! Jakieś Westerplatte! Pomóżmy je im odkryć. Dla nich i dla Polski.
Nie zatrzymamy się więc
tej nocy w milczeniu płynąc,
gdy wszystko sen, jesteśmy snem
bez ciała i bez imion.
Lecz gdy kogutów tkliwy głos
doleci nas już siwy –
przy twarzy twarz, przy dłoni dłoń
wrócimy, wrócimy.
Ks. Tomasz Trzaska